Akcja bezpośrednia
2012-09-21 07:35Nie ma takiego człowieka, który długo wytrzyma, jeśli ktoś będzie za nim chodził i na każdym kroku przyłapywał na drobnych naruszeniach prawa i dobrych obyczajów, cały czas będzie testował jego przyzwoitość, prawomyślność i praworządność.
Nasz świat jest regulowany tak wielką masą przepisów, że nawet święty nie byłby w stanie utrzymać się zawsze „wewnątrz”: każdego dnia łamiemy – chcąc-nie-chcąc – kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt z nich. Na ulicy, w biurze, w domu, w rozmaitych miejscach. Zawsze nam się wydaje, że to drobiazg i czujemy się szykanowani, jeśli to akurat nas przyłapią, bo przecież „wszyscy tak robią, a patrz pan, panie władzo, tamci robią dokładnie tak samo, dlaczego tylko mnie pan przyuważa”.
Ale prawo jest prawem i wcale nie musimy być notorycznym groźnym przestępcą, żeby dorobić się grubej teczki w aktach, które gromadzone są w rozmaitych organach, służbach i urzędach. Wystarczy, że ktoś z tych organów, służb i urzędów się na nas zasadzi, albo mamy jakiegoś fatalnego pecha.
Wszystko to znamy, najczęściej z własnego doświadczenia. Banał.
A teraz wyobraźmy sobie, że to nie urzędnicy, funkcjonariusze i plenipotenci nękają w ten sposób człowieka – tylko na odwrót, obywatele występują w roli „ścigaczy”, a urzędnicy, funkcjonariusze i plenipotenci są wciąż przyłapywani. To nie jest abstrakcja: pensjonariusze zakładów karnych – bywa – dzień-w-dzień piszą skargi na funkcjonowanie swoich „ośrodków tymczasowego pobytu” i najczęściej mają rację! W celi bywa zbyt ciasno w stosunku do norm, kolor ścian jest przygnębiający, zupa była za słona, prysznic zimny, spacer zbyt krótki, źle dobrano współ-spaczy grypsujących z niegrypsującymi. Na wszystko są przepisy, które osadzeni znają na pamięć i bezczelnie wykorzystują. Kierownictwo aresztu czy więzienia może co najwyżej tłumaczyć się, że „rzeczony osadzony ma taki sposób na życie, że wciąż skarży”, ale nie zmienia to faktu, że osadzony ma 100% racji, co może owocować odszkodowaniami, zablokowanymi awansami funkcjonariuszy, itp. Dlatego kierownictwa takich placówek bronią się w idiotyczny czasem sposób, szykanując „pisarzy”, a nawet posuwając się do tego, że nocą wpadają do celi zamaskowani „nieznani osobnicy” i robią „kocówę” takiemu delikwentowi, który potem przez kilka dni nie może się ruszyć. To tajemnica poliszynela.
Skoro przeciętny mieszkaniec nie ma zielonego pojęcia, kiedy usłyszy gwizdek policjanta albo strażnika, kiedy przyjdą windykatorzy albo komornik, kiedy nadejdzie wezwanie, kiedy pracodawca go zdybie na czymś pozaregulaminowym, kiedy mu coś odłączą, kiedy jest podsłuchiwany i obserwowany – to jedyną obroną jest odwrócenie sytuacji.
Urzędnik, funcjonariusz i plenipotent to osobnik, który – skądinąd słusznie – sądzi, że jest dobrze chroniony przez sprzyjające mu przepisy i immunitety, przez obywatelskie „machnięcie ręką na drobiazgi”, przez środowiskową solidarność każącą stanąć murem za nim przeciw obywatelowi, przez procedury i algorytmy postępowań, przez bezsilność uciemiężonych ofiar stanowiących ostrzeżenie dla innych obywateli-podskakiewiczów. Jest chroniony tak dobrze, że trudno sobie wyobrazić, aby mu się coś stało, nawet jeśli robi rzeczy, za które „szarak” od razu postawiony byłby pod pręgierzem.
Urzędnik, funkcjonariusz i plenipotent w pewnym sensie czuje się nadczłowiekiem. A tym samym ktoś okazuje się podczłowiekiem. Kto?
Można zatem, w obywatelskim interesie, uruchomić „zmasowaną upierdliwość” w stosunku do urzędników, funkcjonariuszy i plenipotentów. Wyłapywać ich drobne przewiny i pisemnie, z pieczęcią potwierdzającą, składać w odpowiednich miejscach skargi, zażalenia, zawiadomienia. Narażając się, oczywiście, na reakcję (kiedy zaatakowałem – słusznie przecież – spółdzielnię za brak dostępu do internetu przez dwa tygodnie, nagle spotkały mnie rozmaite drobne uciążliwości).
Jest to jednak przygrywka do poważniejszych wystąpień: każdy urzędnik, funkcjonariusz czy plenipotent – ze względu na swoją pozycję „trybu w aparacie stanowiącym, strzegącym, stosującym i egzekwującym prawo” – ma w swoim zakresie obowiązków to, co ogólnie można nazwać „współtworzeniem porządku prawnego” poprzez takie czy inne decyzje i takie czy inne ich wykonanie. Każdy zaś przepis skutkuje korzyściami i kosztami społecznymi. Ustawa, rozporządzenie, zarządzenie, instrukcja, procedura, itd., itp. Obowiązkiem zaś tych, którzy stanowią, strzegą, stosują i egzekwują prawo jest nie tylko tępo postępować wedle litery, ale też przewidywać skutki.
Jeśli funkcjonariusz państwowy lub publiczny nie umie albo nie chce przewidzieć skutków działania przepisów, z którymi ma w jakiś sposób do czynienia – to ponosi współ-odpowiedzialność za ich ustanowienie, za ich funkcjonowanie w codzienności. Realną, karną odpowiedzialność. Szczegóły – pierwszego dnia jesieni, czyli niebawem.
Są przecież przepisy, które wywołują drobne uciążliwości, ale też są takie, które wywołują patologie! Czyż bezrobocie nie jest patologią gospodarczą? Czyż bezdomność nie jest patologią społeczną, podobnie jak przestępczość zorganizowana czy „rozpaczliwa” (z biedy)? Czyż alkoholizm, nikotynizm, narkomania, inne uzależnienia – nie są patologią, zwłaszcza jeśli stają się masowym, powszechnym udziałem ludności? Oczywiście, w każdej z tych spraw można powiedzieć, że delikwent jest sam sobie winny, bo wyszły na wierzch jego słabości i niedostatki, ale czyż nie jest tak, że owe słabości i niedostatki zostały „skatalizowane”, wzmocnione, nakręcone przez przepisy?
Czyż nie jest oczywistym fakt, że niektóre profesje tzw. podwyższonego społecznego zaufania, zbudowały sobie z przepisów i procedur „państwa w państwie”, pozwalające skrywać się za parawanem solidarnego środowiska nawet w oczywistych przypadkach naruszenia prawa i wyrządzenia poważnej szkody czy krzywdy? Chodzi o sędziów, prokuratorów, komorników, policjantów, lekarzy, duchownych, bankierów, parlamentarzystów, agentów służb sekretnych, dyplomatów, itd., itp. Kiedy tylko obywatele reagują na ich karalne poczynania, oni zwierają szyki i wkręcają sprawę w tryby swoich wewnętrznych regulacji, te zaś bezkarnie gmatwają sprawę i chronią delikwenta od kary (i odszkodowania) wypluwając postanowienia sprzeczne z logiką i sprawiedliwością, albo doprowadzając do przedawnienia.
Można więc przyłapywać urzędników, funkcjonariuszy czy plenipotentów na każdym kroku, ale można też spokojnie, bez pośpiechu, znaleźć i ścigać tych, którzy wprowadzili i stosują albo strzegą przepisów patologio-gennych. Projektowali je, głosowali za nimi, ubogacali je swoim praktycznym działaniem, tworzyli fakty dokonane.
Szczegóły – pierwszego dnia jesieni.